Opublikowano . Kraj i świat | Sport | Piłka nożna


Co wiemy po spotkaniu Polska - Włochy?

Wczorajsze spotkanie przeciwko Włochom nie należało do najprostszych do przyswojenia. Wieczór 15 listopada przy akompaniamencie czerwono-białych koszulek i TVP1 generował frustracje. Zabrakło jakości, umiejętności i... grania w piłkę. Polska do szeregu wróć.

2018/08/lewandowski-polska-jpg_5b766eff6a0b8

Odmienne stany skupienia. Gdzie włoski głaz przetoczył się po klimacie złożonym z polskiego gazu. Bezbarwnego, bezwonnego, z odczynnikiem negatywnym na test piłkarskiej inteligencji. Innie piłkarska galaktyka. Chłopak z dobrego, włoskiego domu z prywatnej uczelni kontra rozrabiaka z ostatniej ławki, z lekko ubrudzoną buzią, którego dziennik uwag zapisany jest już od pierwszego tygodnia roku szkolnego.

Co wiemy po spotkaniu z Włochami?

Słowa są srebrem, a milczenie złotem. Złotem był też pomeczowy wywiad Roberta Lewandowskiego, który na pytanie dziennikarza na temat pomysłu, który dać miał korzystny rezultat z Włochami został skwitowany kilkusekundową ciszą. Ciszą, która była najlepszą odpowiedzią na temat kompetencji taktycznych obecnego trenera, Jerzego Brzęczka. I to bez wypowiedzenia choćby jednego słowa. Sygnał SOS wysyłany mową ciała. Kąciki ust w przeciwne strony, szukanie odpowiedzi po bokach, ale jednak profesjonalizm - już niedługo Mistrzostwa Europy, ratujcie.



Piłkarsko brakuje nam zarostu. Dojrzałości, spokoju i wyrachowania. Włosi, niczym elegancki garnitur Versace, idealnie skrojony do ciała. Co do milimetra. Płynnie krążąca piłka od nogi do nogi, która przyjmuje podanie w sposób krawata idealnie komponującego się do koloru marynarki. Czysta finezja i estetyzm. Klubowy kolega Piotra Zielińskiego, 163 centymetrowy Lorenzo Insignie z Napoli swoimi umiejętnościami założył szczudła nieosiągalne dla żadnego polskiego obrońcy. Na twarzach piłkarzy zwątpienie w trzy punkty, własne umiejętności i przyjemność płynącą z gry w piłkę.

Pierwotny futbol, bardzo mocno pachnący zaszłością Sowieckiego Sajuza. Kiedy tylko natrafiamy na mocniejszy pressing panaceum na problem ma być laga do przodu wprost ze szkolnego boiska o nieprzyjemnej nawierzchni. A spróbuj zedrzeć sobie na tym kolano. My zdarliśmy, nie tylko to bo Włosi obdarli nas z jakichkolwiek nadziei - nie grając w piłkę nie możesz wygrać piłkarskiego spotkania. Jedzenie surowego mięsa.

Nie oddaliśmy choćby jednego strzału na bramkę. W składzie posiadając obecnie najlepszego piłkarza na świecie. Co z tego, że Arek Reca świetnie wygląda motorycznie, dużo biega i momentami pełno go na prawej stronie, kiedy on najzwyczajniej w świecie nie jest piłkarzem. A z pewnością nie myśli jak człowiek pracujący w zawodzie. Janek Bednarek, uchodzący za świetnie wprowadzającego piłkę w dalsze sektory boiska - wczoraj wyglądał jak gość z jednym guzikiem na kontrolerze, który umożliwia tylko daleki wykop. Kamil Glik w tańcu z melodią przeszłości.

Miliony dzieciaków marzy o życiu piłkarza. Miliony chciałyby zamienić się na choćby jedno spotkanie, by mieć możliwość reprezentowania kraju. A tu na boisku wychodzimy gośćmi, którzy zarabiają miliony, a w gruncie rzeczy to nie są przygotowani do odbycia swojej zmiany w zakładzie pracy. Świat pełen jest paradoksów...

Młodość, to bardziej niewiadoma. Wychodząc środkiem pola - Szymański, Moder, Linetty, Krychowiak przeprowadziliśmy eksperyment, który można porównać do laboratorium szalonego naukowca. Wrzucenie kilku niestałych substancji chemicznych do jednej próbówki i szybka ucieczka za parawan oddzielający bezpieczeństwo od igrania z ogniem. Klasa i włoski sznyt palcem wskazał nasze mleko pod nosem w dominacji środka pola.



Pomyliliśmy odważniki z odwagą. W nogach odważniki, a całą odwagę wchłonął Jacek Góralski, który swój występ po wejściu z ławki w drugiej połowie zakończył po 31 minutach. Baliśmy się grać, jak równy z równy. Piłkarz po otrzymaniu futbolówki ze strony swoich pobratymców otrzymywał również obojętność na proces konstruowania dalszej ofensywnej akcji. Radź sobie sam, a jak zabraknie indywidualnych pomysłów, to... wybij jak najdalej.

Polskiej reprezentacji nie przystoi sposób prezencji, jaki doświadczaliśmy w spotkaniu z Włochami. Na usta ciśnie mi się słowo, które w tym momencie przychodzi do głowy automatycznie - wstyd. Oczami wyobraźni widzę włoską rodzinę, która za stołem suto zakrapianym makaronem tagliatelle, penne i spaghetti zasiadła, by we wspólnej biesiadzie doglądać swoich Azzurrich. Drwiny, kąśliwe komentarze i brak szacunku do tak słabego przeciwnika. Już lepszy jest ten twój sos bolognese wujku Francesco.

Wygrywamy w podróży z Jerzym Brzęczkiem spotkania poboczne, a kiedy dochodzi do najważniejszego egzaminu to zawsze go oblewamy - stylem, wynikiem i ogólnym odczuciem po końcowym gwizdku. Nic z tego nie będzie, a czym prędzej władze PZPNu coś z tym fantem zrobią, tym szybciej będziemy mogli uniknąć schematu, który przykleił się do piłkarzy z Polski na wielkich turniejach.

Mecz otwarcia.
Mecz o wszystko.
Mecz o honor.

Dodaj komentarz



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników serwisu ostrowmaz24.pl.