MKS Małkinia musiał uznać wyższość Wektry Zbuczyn.
- To był mecz, w którym pozwoliliśmy oddać przeciwnikowi dwa strzały sprzed pola karnego, po których nasz bramkarz musiał wyjmować piłkę z siatki. Przeważaliśmy jeśli chodzi o posiadanie piłki, ale z tego nic nie wynikało. W 37 minucie na 20 metrze rywal przejął piłkę i pięknym strzałem pokonuje naszego bramkarza - mówi Karol Dmochowski, opiekun MKS.
Druga połowa wyglądała podobnie. Było dużo walki, natomiast mało sytuacji bramkowych. - W ostatnich 15 minutach graliśmy na trzech napastników. W końcówce Krzysztof Krawczyk został przesunięty z obrony do ataku i był bliski wyrównania, ale trafił tylko w spojenie bramki. W doliczonym czasie gry goście mieli rzut rożny. Wybiliśmy piłkę przed pole karne, a tam zawodnik przyjezdnych nie zastanawiając się oddał strzał w dolny róg bramki i pokonał naszego bramkarza - dodaje.
Dmochowski nie ukrywa, że jego drużyna nie zasłużyła na porażkę. - Nie byliśmy drużyną gorszą. Przeciwnik wykazał się stuprocentową skutecznością. Gdybyśmy wykorzystali swoje sytuację, wynik mógł być korzystny dla nas - kończy.