Opublikowano . Powiat ostrowski | Sport | Pozostałe


To ona wychowała reprezentantkę Polski. Rostkowska: Nie jestem człowiekiem znikąd, jestem człowiekiem z Małkini

Wychowanka UKS Dwójki Małkinia Górna została powołana do reprezentacji Polski w piłkę ręczną! Jej pierwszą trenerką jest Agata Rostkowska. Zapraszamy na rozmowę z kobietą, która kocha handball.

2023/02/fotoram-io-66-jpg_63f6050c3c3cf

Rozmowa z Agatą Rostkowską, trenerką UKS Dwójki Małkinia Górna
Nie jestem człowiekiem znikąd, jestem człowiekiem z Małkini
Maja Sierota została powołana do kadry...
- To ogromny powód do dumy. Po ponad dwudziestu latach szkolenia dziewcząt w Małkini, kiedy to zaczynałam nie od zera, a od minus dwóch, bo nie było tu żadnej tradycji ani wiedzy na temat tej dość egzotycznej dyscypliny. Żartowałam, że na początku tłumaczyłam dzieciom, że gra się na parkiecie, a nie w wodzie (śmiech - przyp. red.). Dziś stwierdzam, że potrzebna mi jest taka „pigułka” motywacyjna, dzięki której wiem, że warto nadal dawać szansę dziewczętom w naszym niedużym środowisku. Tylko trzeba mi zaufać. 

15-latka jest przykładem, że z małego ośrodka można wypłynąć na szerokie wody?
- Kilkanaście lat temu Związek Piłki Ręcznej w Polsce wydał materiał szkoleniowy dla dzieci zaczynających przygodę z handballem. Tam Sławomir Szmal, którego przedstawiać nie trzeba, wypowiedział się, że pochodzi z małej miejscowości Zawadzkie i jest dobitnym przykładem, że każdy, dosłownie każdy może zajść na szczyt, z najmniejszej nawet wioski. Wszędzie są perełki, szczególnie w małych ośrodkach, tylko jak to w życiu bywa, trzeba mieć szczęście, aby się dostać w tryby szkolenia na poziomie 9-10-letniego dziecka. Musi być ten tzw wariat w osobie, najczęściej trenera, który rzuci wszystko na jedną szalę szkolenia i grania. Nie oszukujmy się, rodzice nie będą wozili dzieci kilkanaście lub kilkadziesiąt kilometrów na zajęcia dwa czy trzy razy w tygodniu. Później jest jeszcze trudniej.

Dlaczego?
- Żeby coś osiągnąć, trzeba ćwiczyć niemal codziennie. Do tego dochodzą weekendowe mecze o stawkę. Maja miała to szczęście, że trafiła na rzut organizowania pierwszej w historii klasy sportowej w SP 2 Małkinia Górna. Do tej pory nie udało się przeforsować pomysłu utworzenia takiej klasy. Trzeba było dobrego układu władz samorządowych i szkolnych, aby projekt wypalił, czyli znowu szczęście. 

Jak zaczęła się jej przygoda z piłką?
- Z rodzicami Mai znaliśmy się od lat. Oboje są nauczycielami. Ojciec nauczycielem wychowania fizycznego i trenerem przy tym bardzo dobrym, byłym piłkarzem nożnym. W prywatnych rozmowach oboje nie do końca byli przekonani, co do etapu nauki w klasach 4-8 w klasie sportowej. W końcu argumenty, „Bo jeśli nie my to kto”, przekonały do zaaplikowania dziecka do tej klasy o profilu piłka ręczna dziewczęta i piłka nożna dla chłopców. Od czwartej klasy była tytaniczna praca, systematyczna i dość ciężka dla tych rok młodszych dziewczynek. Bo trzeba podkreślić, Maja poszła jako sześciolatek do szkoły wraz z ośmioma dziewczynkami z tej klasy, jak zalecała reforma. Dzieci były chętne i zaufały mi bezwarunkowo. 

Opłacało się...
- Dokładnie. W pierwszym roku pozwoliłam im raz w tygodniu, poza dziesięcioma godzinami wychowania fizycznego, przychodzić na trening do o dwa lata starszych koleżanek. Maja przychodziła na zajęcia. Chociaż popatrzeć, chociaż posiedzieć na boso. Mam ją przed oczami jak siedzi na trybunach i bacznie obserwuje koleżanki. Na 14 dziewcząt z tej klasy, tylko 11 wyraziło chęć przynależności do UKS i gry ligowej. Maja i jej koleżanki były bardzo pracowite i zaangażowane. Z miesiąca na miesiąc widoczny był progres. Bardzo dobrze układała się współpraca z rodzicami, czyli mieliśmy wszystkie stopnie schodów do szkolenia zawodniczki przez duże „Z”. 

Czy były szczególne momenty?
- Na pewno szczególnym mementem było złamanie palca prawej ręki przez Maję w piątej klasie. Nigdy nie odpuszczała i doznała kontuzji podczas wyścigów. 

Długo pauzowała?
- U mnie jest prosta zasada. 

Słucham...
- Na lekcji zawsze ćwiczymy i jesteśmy na treningu. Jeśli jest gips, aktywizujemy inne części ciała. Przy unieruchomionej ręce, dłoni, spokojnie możemy brać udział w części ogólnorozwojowej. Ćwiczymy na gumach, wzmacniamy tułów, ćwiczymy drugą kończynę. Tak było i z Majką. Niestety, nie udawało mi się później wyłączyć jej z części specjalistycznej, bo uczyła się chwytać lewą ręką, a prawą z gipsem dochwytywała piłkę. Nawiasem mówiąc ten gips po trzech tygodniach wyglądał koszmarnie. Nie było mowy, aby ściągnąć ją z boiska. Nie robiłam tego dla jej i mojego zdrowia psychicznego. Zawsze słuchała. Kiedy zrealizowała założenia, patrzyła na mnie i jej oczy uśmiechały się delikatnie, kiedy widziała mój kciuk w górze. Jako środkowa rozgrywająca w obronie była nie do przejścia, nawet dla dwa lata starszych koleżanek. 

Czuje się pani spełnionym szkoleniowcem?
- Zawsze mówiłam o sobie, że jestem człowiekiem znikąd. Sama do wszystkiego doszłam, sama sobie wymyśliłam tę dyscyplinę. Chciałam zaszczepić handball na małkińskim gruncie. Piłka ręczna jest moim trzecim dzieckiem, któremu chyba poświęciłam najwięcej czasu, za co moje dorosłe już dzieci, przepraszam (śmiech - przyp. red.). Dzieci nigdy nie zwracały do mnie per - trenerko, nigdy nie kreowałam się na osobę, która robi coś nadzwyczajnego. Ciężko pracowałam na tej niwie i chciałam udowodnić, że praca doprowadzi mnie na szczyt. Często pod wiatr, często po nieprzespanych nocach ale to są koszty dzisiejszego splendoru. Nikt mi nigdy nie dał nic za darmo. Zawsze sama na wszystko zapracowałam i w tym na pewno się spełniłam. Bardzo cenię sobie szacunek moich byłych zawodniczek oraz innych trenerów w województwie. 

W tym roku świętujecie 20-lecie UKS Dwójki. To chyba taka wisienka na torcie, a raczej wiśnia?
- Powiem, że chyba nie byłoby lepszego momentu dla takiej „petardy” jak kadrowiczka Polski wywodząca się z Małkini. Maja w pełni sobie zasłużyła na te awanse i splendor swoją ogromną determinacją, pracą, inteligencją boiskową i walecznością. Przy okazji i nasz UKS pogrzeje się przy tym ogniu na nasze dwudziestolecie, które będziemy obchodzić na naszym parkiecie 25 marca podczas Wiosennego Turnieju Piłki Ręcznej. Wiadomo, klub to wiele ogniw, współdziałających ogniw. Są to: zarząd UKS, władze samorządowe, szkolne, trener, zawodnicy, rodzice, sponsorzy, nauczyciele czy środowisko. U nas nie ma konkurencyjnego klubu dla dziewcząt. Dziewczęta zdolne ruchowo, szkoda że tylko z naszej szkoły, idą do Piłkareczek (tak nazwałam kiedyś nasze grupy dziecięce). Jak rodzice widzą radość dzieci to współuczestniczą w niej, mamy ich głos, jeśli władze każdego szczebla widzą, że z tej mąki jest chleb, że jesteśmy ambasadorami naszej szkoły i miejscowości, są przyjazne. Mamy wspaniałych ludzi w zarządzie, samorządzie, szkole i przyjaciół klubu bardzo pomocnych w zdobywaniu funduszy. Dzięki tym wszystkim składowym mamy takie owoce jak nasza Maja Sierota, która od września 2022 roku jest zawodniczką AZS AWF Warszawa, ale pierwsze szlify pobierała na parkiecie małkińskiej „Dwójki” przy ul. Leśnej 15. Mam nadzieję, że Maja otworzyła listę naszych zawodniczek na kartach kadr, nie tylko wojewódzkich. 

W obecnym momencie są kolejne perełki, które mogą wypłynąć z Małkinii?  
- Obecnie mam w szkoleniu, bo jestem jedyną trenerką w UKS Dwójka Małkinia Górna, dwie drużyny i „przedszkole” handballowe, dzięki programowi „Gramy w ręczną”. Dwie drużyny, a są to dzieci i dzieci młodsze po fazie eliminacyjnej są w finale wojewódzkim w swoich kategoriach wiekowych. W sumie są to 22 dziewczęta z roczników 2010/2012. Nie chcę personalnie wymieniać, ale moje podopieczne reprezentują wysoki poziom wyszkolenia, jak na swój wiek.  Jest kilka, nawet kilkanaście wartych uwagi. Miło się na nie patrzy i myślę, że ich poziom gry jest najwyższy spośród moich dziewięciu poprzednich zespołów ligowych, jakie do tej pory miałam. Stanowią monolit, rozumieją się na boisku, widzą. Niestety, dzieci jest coraz mniej. Na dole w szkoleniu mam niewiele dziewczynek. Z doświadczenia wiem, że „nic na siłę” i może, może, nie mając dzieci, pociągniemy dalej nasze małkińskie zespoły żeńskie aż do wieku juniorskiego i wtedy kolejna kadrowiczka będzie miała przy nazwisku swój macierzysty klub, czyli UKS Dwójka Małkinia Górna. Dziś chyba mogę powiedzieć, mając taki dorobek, że nie jestem człowiekiem znikąd. Jestem człowiekiem z Małkini (śmiech - przyp. red.).

Dodaj komentarz



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników serwisu ostrowmaz24.pl.