11 listopada kojarzy nam się dziś z Narodowym Świętem Niepodległości. Tego samego dnia, 11 listopada 1939 roku, czyli 86 lat temu, w Ostrowi Mazowieckiej Niemcy zamordowali kilkuset żydowskich mieszkańców miasta - mężczyzn, kobiety i dzieci. Dzięki pracy historyków i zachowanym fotografiom wiemy dość dokładnie, jak wyglądała ta zbrodnia. Poniższy tekst powstał na podstawie artykułu Pawła Kornackiego opublikowanego przez Instytut Pamięci Narodowej.
Początek okupacji i narastający terror
Niemieckie wojska wkroczyły do Ostrowi Mazowieckiej 8 września 1939 roku. Na ich spotkanie wyszła delegacja żydowskiej gminy. Zamiast rozmowy Niemcy zapędzili przedstawicieli tej delegacji do budynku gimnazjum, pobili ich, kazali im obciąć brody i czyścić toalety.
W kolejnych dniach przemoc narastała. W nocy słychać było krzyki - żołnierze wchodzili do domów, bili mieszkańców i ich okradali. 10 września mężczyzn spędzono na rynek, żeby ogłosić nowe niemieckie zarządzenia. Gdy Żydzi po zakończeniu zgromadzenia zaczęli się rozchodzić, Niemcy otworzyli do nich ogień. Zginęło kilka osób.
Po wprowadzeniu przez okupanta nowego podziału administracyjnego Ostrów Mazowiecka znalazła się w Generalnym Gubernatorstwie. Kilka kilometrów od miasta przebiegała linia demarkacyjna między strefą niemiecką a sowiecką. Przez Ostrów przemieszczały się tłumy żydowskich uchodźców, którzy próbowali przedostać się w stronę Związku Sowieckiego.
We wrześniu i październiku 1939 r. Niemcy wypędzili na wschód większość ostrowskich Żydów. Część osób została jednak w mieście. Po zamknięciu granicy przez Sowietów nie mieli już dokąd uciekać.
Pożar jako pretekst do zbrodni
Niemieckim starostą w Ostrowi był Heinrich von Bünau. Zaczął on zgłaszać swoim przełożonym, że obecność Żydów rzekomo powoduje "napięcia" i "niepokoje" w mieście. Jak później ustalili śledczy w RFN, właśnie wtedy zapadła decyzja o fizycznej likwidacji pozostałych w Ostrowi Żydów.
9 listopada 1939 r. kilku Niemców podpaliło żydowski dom przy rynku. Przez kilka godzin nie pozwolono straży pożarnej rozpocząć akcji gaśniczej. Ogień rozprzestrzenił się tak bardzo, że trzeba było wezwać saperów, żeby zatrzymali pożar.
Niemieckie władze obarczyły winą za pożar Żydów. Był to pretekst do przygotowania "akcji odwetowej". Żydowskich mieszkańców Ostrowi zaczęto wyłapywać i gromadzić m.in. w budynku browaru Tejtla, gdzie trzymano ich do 11 listopada.
Rankiem 11 listopada na ulicach pojawiły się afisze podpisane przez starostę von Bünau. Informowano na nich, że "Warszawski Sąd Wojenny" skazał na śmierć wszystkich, którzy mieli brać udział w podpaleniu miasta, oraz tych, którzy o sprawcach wiedzieli, a rzekomo im pomagali albo nie donieśli władzom. Ogłaszano, że wyrok został już wykonany i straszono karą śmierci za "sabotaż" oraz za brak donosów.
Egzekucja 11 listopada 1939 r.
11 listopada 1939 r. około godziny 14. na miejsce egzekucji doprowadzono kolumnę około stu kilkudziesięciu mężczyzn. Za nimi jechały furmanki z chorymi i niedołężnymi. Wcześniej Niemcy z Warszawy przysłali do Ostrowi około trzydziestoosobowy oddział policji, który miał przeprowadzić masakrę przy współudziale miejscowych sił.
Nad przygotowanym wcześniej rowem ofiary ustawiano grupami i rozstrzeliwano. Polaków zmuszono do wykopania grobów, a potem - do ich zasypania. Świadkowie zapamiętali krzyki i przekleństwa niemieckich policjantów, które zagłuszały płacz i jęki mordowanych ludzi.
Część skazanych próbowała uciekać z "dołu śmierci". Niemcy nie zawsze strzelali celnie, dlatego co jakiś czas ktoś rzucał się do desperackiej próby ratunku. Strzały padały też w kierunku polskich robotników zmuszonych do pracy przy grobach, żeby uniemożliwić im jakąkolwiek pomoc.
Po egzekucji mężczyzn zarządzono krótką przerwę, podczas której grób zasypano. Potem na miejsce zaczęto przywozić autobusami kobiety i dzieci. Wiedziały, co je czeka - krzyczały, odmawiały wyjścia z pojazdów. Niemcy siłą wyciągali je z autobusów.
Podczas tej części zbrodni stosowano jeszcze brutalniejsze metody. Ofiary zabijano strzałami z bliska. Dzieci podnoszono za ręce lub za włosy i strzelano im w głowę albo dobijano bagnetami.
W 1943 lub 1944 r. Niemcy wrócili na miejsce egzekucji. Groby zostały rozkopane, a ciała ofiar wywieziono do obozu zagłady w Treblince, gdzie prawdopodobnie je spalono.
Do dziś nie znamy dokładnej liczby zamordowanych. Sąd w Gießen, który po wojnie zajmował się sprawą sprawców zbrodni, przyjął liczbę 162 ofiar. W niemieckim akcie oskarżenia mowa jest o co najmniej 360 zabitych. W różnych relacjach pojawiają się liczby od 500 do 800 osób. Na pomniku stojącym w pobliżu miejsca egzekucji widnieje liczba 500 ofiar.
Fotografie z miejsca zbrodni
Wyjątkowym, choć wstrząsającym świadectwem zbrodni są zdjęcia wykonane przez jednego z policjantów - Theodora Pillicha, dowódcę jednej z kompanii policyjnych. Pillich nie tylko brał udział w egzekucji i wygłaszał antyżydowskie tyrady, ale też fotografował przebieg masakry.
Utrwalił m.in. prowadzone na śmierć kolumny mężczyzn, sceny nad grobem oraz miejscowego rabina eskortowanego przez niemieckiego policjanta - zarówno tuż przed śmiercią, jak i już po egzekucji.
Negatywy przetrwały w prywatnych zbiorach. Maria Franczyk, która podczas wojny pracowała jako pomoc domowa u Pillicha, przekazała je po latach do Muzeum Auschwitz. Gdy zdjęcia opublikowano w prasie w latach 60., mieszkańcy Ostrowi rozpoznali na nich zarówno ludzi, jak i miejskie zabudowania. Dzięki temu wiemy, że fotografie rzeczywiście dokumentują zbrodnię popełnioną w naszym mieście.
Okruch powojennej sprawiedliwości
Po wojnie część sprawców stanęła przed sądem w Republice Federalnej Niemiec. Na ławie oskarżonych zasiedli m.in. Kurt Kirchner, Hans Hoffmann i Theodor Pillich - oficerowie policji odpowiedzialni za przeprowadzenie egzekucji.
Wyroki były bardzo łagodne jak na skalę zbrodni: Kurt Kirchner - 3 lata i 9 miesięcy więzienia, Hans Hoffmann - 3 lata i 6 miesięcy, Theodor Pillich - 3 lata i 3 miesiące. To jeden z nielicznych przypadków, gdy niemiecki wymiar sprawiedliwości w ogóle zajął się zbrodnią popełnioną na ziemiach polskich. W zestawieniu z liczbą ofiar takie kary można określić jedynie jako symboliczne.
Dlaczego musimy o tym pamiętać
Zbrodnia w Ostrowi Mazowieckiej nie była "działaniem w afekcie" czy skutkiem chaosu frontowego. Była zaplanowaną akcją, przeprowadzoną chłodno i z premedytacją - prawie dwa i pół roku przed rozpoczęciem Akcji Reinhardt, podczas której Niemcy wymordowali większość polskich Żydów.
Holokaust pochłonął miliony istnień i często przyćmiewa inne zbrodnie. Masakra ostrowskich Żydów to jedna z nich.
To część historii naszego miasta i jego dawnych mieszkańców. Warto o niej mówić, przypominać ją przy okazji rocznic i pokazywać młodszym pokoleniom, że 11 listopada w Ostrowi Mazowieckiej ma także ten tragiczny wymiar.
Na podstawie artykułu Pawła Kornackiego opublikowanego na stronie Instytutu Pamięci Narodowej.
Dopasuj dla mnie
Zaznacz tematy, które Cię interesują. Zapamiętamy wybór tylko na tym urządzeniu.
Informacja: zapisujemy wyłącznie wybór tematów w pamięci przeglądarki (localStorage). Możesz wyłączyć w każdej chwili.
Wybraliśmy dla Ciebie
Mieszkańcy komentują
1 wpis · Dołącz do rozmowy
Dodając komentarz, akceptujesz regulamin komentowania.
Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników serwisu ostrowmaz24.pl.
Smutna sprawa ale trzeba w końcu pochwalić gazecine za dobry materiał