Opublikowano . Ostrów Mazowiecka | Aktualności | Pozostałe wiadomości


Jak spędzić święta w zgodzie ze sobą i innymi?

Rozmowa z dr Małgorzatą Godlewską, psycholożką społeczną Uniwersytetu SWPS w Warszawie - o spędzaniu świąt w zgodzie ze sobą i innymi, dbaniu o własne granice, a także o rodzinne relacje.

2023/12/malgorzata-godlewska-65893720d2f71s-jpg_658954c2b5d45

Magia świąt - to medialna wydmuszka czy piękna tradycja?

Przede wszystkim silna tradycja i potrzeba. Potrzebujemy trochę magii, ciepła, rodzinności, kultywowania zwyczajów. W święta chodzi o jedną z najważniejszych potrzeb społecznych, czyli relacyjność, bycie z innymi, dzielenie się. Oczywiście, dla wielu osób jest to ważny czas także ze względów religijnych, ale przede wszystkim wydaje się, że to zaspakajanie potrzeb psychologicznych jest tu szczególnie istotne.

Jednak czy święta muszą być magiczne? Dlaczego stawiamy im (albo sobie) takie oczekiwania?

Nie muszą. Często myślimy tak o nich z powodu własnych oczekiwań - żeby było pięknie, czysto, smacznie. Trudniej jest na pewno perfekcjonistom, którzy dążą - nie tylko w święta - do idealizmu. Niesie to za sobą szereg konsekwencji, więcej negatywnych. Skoro bowiem ktoś dąży do nieosiągalnego ideału, to po drodze doświadcza zawodu. Świąt nie da się zorganizować idealnie, więc można się rozczarować. Oczekiwania dotyczące świąt nie są zresztą tylko naszym wytworem, ale również bliskich, a także mediów.

Jak znaleźć złoty środek pomiędzy oczekiwaniami, a spędzaniem świąt zgodnie z własnymi potrzebami?

Najważniejsze jest znalezienie chwili na przemyślenia o tym, czego sami w święta potrzebujemy, co jest dla nas w tym czasie ważne, a co możemy odpuścić. Zwiększanie samoświadomości przekłada się na lepszą jakość życia w ogóle. Zwiększanie świadomości o własnym funkcjonowaniu i roli świąt w życiu może poprawić jakość tych świąt. Jeśli najważniejsze będą dla nas spotkania z rodziną, to je powinniśmy traktować priorytetowo, a nie umyte okna czy 12 potraw na stole. Bywa też tak, że my nie mamy potrzeby idealnego, fizycznego przygotowania do świąt, ale oczekuje tego rodzina. Sami chcemy odpuścić część działań, ale potem rodzina wytknie nam ich niezrealizowanie. Albo spojrzy krzywo. Warto takie sytuacje uprzedzić i porozmawiać odpowiednio wcześniej. Powiedzieć, jak sami sobie wyobrażamy święta, co jest dla nas ważne, czy potrzebujemy jakiejś zmiany. Może się okazać, że inni też jej potrzebują, ale dotychczas - tak jak my - trzymali się utartych schematów. A jeśli nawet nikt inny nie ma podobnych przemyśleń, warto sygnalizować własne potrzeby.

Co jeśli jednak każda ze stron rodziny ma inne oczekiwania?

Wszystko rozbija się o szczegóły. Jeśli wiemy, że ktoś oczekuje idealnie przygotowanych i zorganizowanych świąt, warto o siebie zadbać wcześniej i powiedzieć wprost, że to przekracza nasze możliwości. Warto poprosić o pomoc, włączyć innych w przygotowania. Trzeba przedstawić jasny komunikat: "Nie dam rady i nie chcę robić tego sama". Często kobiety biorą na swoje barki za dużo, a potem czują frustrację i żal. A może jednak oddać lepienie pierogów komuś innemu, nawet gdyby nie miały wyglądać tak idealnie? W zamian za więcej spokoju i czasu.

A jeśli nie chodzi tylko o różnice w odniesieniu do przygotowania świąt, ale i form ich spędzania? Jak pogodzić racje?

Najlepiej po prostu porozmawiać. Jeśli nie odpowiadają nam pomysły innych członków rodziny, warto przedstawić własne argumenty. Na spokojnie, z wyprzedzeniem, nie przez łańcuszek informacji przekazywany od jednej osoby do drugiej. Z tego ostatniego często rodzi się mechanizm plotki, a w jego konsekwencji nieporozumienia.

Na kilka dni przed świętami jest już za późno na debaty.

Tak, będzie trudno o wypracowanie kompromisu i przyjęcie do wiadomości zmian. Jeśli nie zdołaliśmy wcześniej omówić tego, co nas różni, ostatecznie zorganizujmy święta tak, jak czujemy i po prostu umiejmy to uzasadnić. Często wiemy, czego potrzebujemy, ale nie potrafimy tego w asertywny sposób zakomunikować.

Asertywny, czyli jaki?

W ujęciu psychologicznym oznacza to, że bronimy własnych granic, potrzeb, emocji przy jednoczesnym szacunku do potrzeb i emocji drugiej osoby. Jeśli ktoś przekracza granice drugiej strony, to znaczy, że nie jest asertywny, a agresywny komunikacyjnie. Osoby asertywne sygnalizują ważne dla siebie rzeczy, uwzględniając odbiór drugiej osoby. Czasem to sztuka kompromisu, dzielenia się przestrzenią dyskusji. Mówiąc o swoich potrzebach i emocjach używamy komunikatu "ja", czyli nie mówimy o kimś, nie atakujemy, nie oceniamy. Jesteśmy neutralni i transparentni. Nikt nie może nam zarzucić, że nie czujemy tego, o czym mówimy, że czujemy.

Bywają i takie reakcje, które negują nasze uczucia, np. "Nic się nie stało", "Nie bądź taka wrażliwa", "Nie znasz się na żartach".

Warto wtedy sięgnąć do metody Porozumiewania się bez Przemocy Marshalla Rosenberga i mówić o faktach, swoich uczuciach, potrzebach i prośbach. Dla przykładu: "Słyszę, że zwracasz uwagę na moją wrażliwość. Kiedy mówisz takie rzeczy, jest mi po prostu przykro. Bo ja opowiadam o swoich emocjach i potrzebach. Proszę, nie kwestionuj moich uczuć". Nie da się kwestionować faktów, bo są widoczne i mierzalne. A uczucia są wewnątrz nas, więc też nie mogą być przez innych kwestionowane. Jeżeli ktoś wciąż przekracza nasze granice, możemy metodą zdartej płyty powtórzyć ten komunikat kilkukrotnie. Jeśli to jednak nie przyniesie oczekiwanego rezultatu, to możemy po prostu zrezygnować z kontynuowania rozmowy i ewentualnie zaproponować późniejszy powrót do niej. To pozwoli odetchnąć.

Czy takie stanowcze stawianie spraw nie wywoła konfliktu lub napiętej atmosfery?

Czy w takim układzie mamy być ulegli, udawać, że się z kimś zgadzamy, udawać, że nie jest nam przykro i że słowa nie robią nam krzywdy? W ten sposób dajemy zielone światło na stłamszenie i dalsze przekraczanie naszych granic. Taka postawa ma, oczywiście, korzyści - brak konfliktów, postrzeganie nas jako uległych i miłych. Nie zapominajmy jednak o stratach. Tracimy wiarę w samych siebie, decyzyjność, sprawczość odnośnie do własnych potrzeb. Podkreślę raz jeszcze: nie mamy forsować siebie w agresywny sposób. Zgodnie z tytułem książki Marii Król-Fijewskiej, możemy to zrobić "stanowczo, łagodnie i bez lęku". Możemy komunikować swoje granice z empatią: "Tak mam, tak czuję. Powiedz, jak ty masz i zobaczmy, co możemy razem wypracować".

Zakładam, że nikt nie ma złych zamiarów i nie chce być ostry przy świątecznym stole.

Warto mieć dobre intencje i zakładać, że intencje innych również są dobre. Jednocześnie mając świadomość, że dana osoba może zachowywać się w określony, np. nieprzyjemny sposób z jakiegoś powodu. Czasem atak jest najlepszą formą obrony przed własnymi problemami, gdy jakiś temat dotyka czułego punktu, nieprzepracowanego problemu, lęku, bólu z dawnych lat. Ludzie agresywni komunikacyjnie często się czegoś boją. Jeśli przychodzi nam w takich okolicznościach bronić swoich granic, nie chcemy ani być ranieni, ani ranić. Dlatego warto już wcześniej nastawić się na pokojową komunikację. Chcemy być razem w szacunku i dobrze spędzić czas. Jeśli my będziemy łagodni i będziemy mówić o sobie, a nie o drugiej stronie, są większe szanse, że i ona podchwyci ten ton. Nie odpowiadamy jednak za zachowanie drugiej osoby.

W święta często spotyka się przy jednym stole kilka pokoleń. Trudno wtedy komunikować się w ten sam sposób i stawiać granice starszym pokoleniom. Jak pozostać w tej relacji dorosłym?

Wiele zależy od modelu wychowania. Jest taki żart rysunkowy, który często podaję jako przykład na zajęciach. Ojciec mówi do syna: "Chciałbym, żebyś jako dorosły był asertywny, pewny siebie i odważny. Ale teraz jako dziecko bądź pasywny, uległy i podporządkowany". Brak przestrzeni do rozwijania asertywności staje się powodem jej braku. Jeśli w dorosłości dziecko zaczyna nad sobą pracować i staje się asertywne, jest to dla rodziny trudne w odbiorze. Bo to nowa sytuacja. Może warto kiedyś (niekoniecznie w święta) opowiedzieć rodzinie o potrzebie przemiany i odczuciach, które jej towarzyszą. Można nieco więcej wytłumaczyć, bo często osoby ze starszych pokoleń myślą, że asertywność to egoizm, co nie jest prawdą. Warto cały czas podkreślać, że to nie działanie przeciwko komuś, ale dla siebie. Dzięki takiej rozmowie uniknie się totalnego, negatywnego zaskoczenia.

To chyba bardzo trudne wyzwania w relacjach rodzinnych. Podczas świąt zwłaszcza.

Tak, ale po pierwsze, zakładamy dobre intencje obu stron, a po drugie, obie będą się w tej nowej sytuacji odnajdywać i docierać. Na początku obrona własnych granic bywa koślawa, trochę szarpana jak podczas nauki jazdy samochodem. Dlatego warto najpierw skupić się na jednym czy dwóch tematach, na których obronie najbardziej nam zależy. Powoli, łagodnie, ale stanowczo. Żeby nie naszła nas po świętach smutna refleksja, że nasze życie nie toczy się tak, jakbyśmy chcieli, że w sumie mało jest nasze, a więcej w nim czyichś przekonań.

Może - zamiast fizycznych i materialnych - przed świętami trzeba robić emocjonalne przygotowania?

Warto przygotować się do świąt psychicznie i emocjonalnie. Pomyśleć o tym, które tematy są dla nas trudne i co możemy odpowiedzieć, gdy się pojawią. Znaleźć pomysły na inne - ciekawsze i przyjemniejsze. Wybrać gry, zabawy czy filmy, które chcemy obejrzeć. Znaleźć w domu pamiątki, o których chcemy opowiedzieć. Przygotować listę rzeczy, które możemy wspólnie zrobić.

Fot. USWPS

Dodaj komentarz



Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników serwisu ostrowmaz24.pl.